
POWIAT Do niecodziennego zdarzenia doszło w jednej z gmin z powiatu sochaczewskiego. Mieszkaniec podsochaczewskiej wsi dostał od wolontariuszy Szlachetnej Paczki pralkę. Jako, że nie było go w domu, gdyż chorował i był w szpitalu zabezpieczoną odpowiednio pralkę, opakowaną na palecie pozostawili na ganku, informując o tym obdarowanego. Ten zaś poinformował o fakcie byłą żonę. Niestety obdarowany nie nacieszył się długo darem z ofiarowanym z serca. Pan Jan niebawem zmarł, a schedą po nim zajął się jego syn, który przekazał sprawy mamie.
– Z mężem byłam już dawno po rozwodzie, ale utrzymywałam z nim kontakt. Kiedy zaczął chorować, a jego dalsza rodzina nie wykazała nim zainteresowania, zdecydowałam się go wspierać tak jak mogłam – mówi pani Hanna.
Kuzyn Jana mieszkał w pobliżu, ale nie był zainteresowany wsparciem wujowi. Tak więc, kiedy starszy pan umarł wszystkim zajęła się jego była żona. Za wiedzą syna zdecydowała się zadbać o dom i odpowiednio go zabezpieczyć go.
Zaraz po przyjeździe zauważyła uszkodzenia w stodole. Jak zauważyła wyglądało tak jakby przez nią tajfun przeszedł. Zamontowała nowa skrzynkę na listy. Zobaczyła także, że zniknęła pralka. Nie zdążyła jeszcze dokonać porządków, kiedy pojawił się patrol policji.
Jak się później okazało wezwany przez rodzinę byłego męża, którzy zauważyli jej obecność w domu męża. Policja próbowała argumentować, że nie ma ona prawa być w tym miejscu i musi go opuścić. Nie przyjmowali jej wyjaśnień, że przebywa tam za zgodą spadkobiercy, jej syna.
Zaginiona pralka się jednak znalazła po kilku dniach. Gdy pani Hanna zgłosiła policji jej kradzież, cudownie się znalazła. Zagrzebana była między bałaganem w stodole. Kto i jak ją zabrał i dlaczego zwrócił pralkę? Nie wiadomo.
Pani Hanna podejrzewa, że to rodzina byłego męża. Z nimi trwa spór od dawna. Chodzi rzecz jasna o majątek. Kuzynostwo liczyło, po wcześniejszym nabyciu części nieruchomości, że po śmierci wuja odziedziczy resztę majątku.
Liczyli, iż sporządzi on testament. Jednak okazało się, że go nie ma, a spadek przejmuje jedyny syn, choć nie miał od wczesnego dzieciństwa kontaktu z ojcem.
Teraz zaś próbują, jak mówi pani Hanna uprzykrzyć jej życie, pomawiając nawet o chorobę psychiczną. To jednak się nie udało. Niestety policja nie spełniła jej oczekiwań, nie wyjaśniła prób włamania do domu oraz zaginięcie pralki, która w cudowny sposób odnalazła się w momencie, gdy zgłosiła jej kradzież. Nie została też przeprowadzona wizja lokalna, na którą liczyła. Sprawa nadal jest nie wyjaśniona i jej zdaniem zamiatana pod dywan, gdyż decydują jak sądzi koneksje kuzyna.
Pani Hanna uważa jednak, że będzie walczyć o swoje i nie z siebie zrobić wariatki. Jak zauważa, jej syn zdecydował się zagospodarować pozostawioną przez ojca nieruchomość.
BN
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis