Trutka na szczury czy na psy  

fot. redakcja
Reklamy

Znana jest już firma, która dla Urzędu Miejskiego wykona w tym roku akcję deratyzacji w sieci, studzienkach oraz wylotach kanalizacji deszczowej zlokalizowanej w drogach zarządzanych przez miejski samorząd. Do przeprowadzenia odszczurzania zobowiązane są również spółdzielnie, wspólnoty mieszkaniowe i firmy. A z tym bywa różnie. Okazuje się, że do trutki mają dostęp nie tylko szczury ale także psy i koty.

W ubiegłym tygodniu poznaliśmy firmę, która na zlecenie miejskiego samorządu  wykona usługi deratyzacji w sieci, studzienkach oraz wylotach kanalizacji deszczowej zlokalizowanej w drogach gminnych na terenie Sochaczewa. Zwycięzcą ogłoszonego przetargu została firma Pestikol, która za wykonanie usługi zaproponowała 8 300 zł. Odszczurzanie ma być prze[prowadzone dwukrotnie w ciągu roku: marzec-maj oraz październik – grudzień.

Oznacza to jednocześnie, że podobną akcję będą musieli przeprowadzić w tych terminach również wszyscy właściciele budynków wielorodzinnych na terenie miasta. Taki obowiązek wynika z przepisów, według których żyjące w kanałach, piwnicach czy garażach szczury należy regularnie tępić i właśnie ograniczeniu populacji gryzoni. Oznacza to, że deratyzacja jest obowiązkowa. Należy ją przeprowadzić na osiedlach mieszkaniowych, w blokach i kamienicach. Do walki ze szczurami zobowiązane są równie ż firmy .

Szczególną uwagę należy zwrócić na piwnice, kotłownie, magazyny, zabudowania gospodarcze, strychy, sieć kanalizacyjną oraz inne miejsca, gdzie mogą pojawiać się gryzonie.

W miejscach wyłożenia trutki trzeba umieścić ostrzeżenie „uwaga trucizna”, zabezpieczyć ją przed dostępem ptactwa i zwierząt domowych, zadbać też, aby nie miały do niej dostępu dzieci. Należy oczyścić z odpadków i śmieci podwórza, śmietniki, piwnice i strychy, zabezpieczyć artykuły spożywcze i karmę dla zwierząt, aby nie były dostępne dla gryzoni, oraz uniemożliwić gryzoniom dostęp do wody. Po zakończonej akcji należy zebrać i zlikwidować pozostałe trutki.

Należy również pamiętać o tym, aby trucizna nie była dostępna dla psów i kotów. A z tym jak się okazuje było różnie. Świadczy o tym przykład z Boryszewa, o który powiadomił nas jeden z naszych czytelników:

„W dniu 26 stycznia w godzinach popołudniowych udałem się do sklepu Patio w Sochaczewie na ul. 15 Sierpnia. Uwiązałem psa przed wejściem po prawej stronie do stojaka na rowery. Po obejrzeniu towarów na stojakach przy kasie wyszedłem na zewnątrz (zaledwie po kilku minutach) i od razu spostrzegłem, że pies je jakieś różowe okrągłe produkty. Przewiązałem psa w inne miejsce i wszedłem do Informacji sklepu zapytać o tą różową substancję.

Nie udało mi się uprosić żadnej kobiety z informacji by wyszła przed sklep zaledwie w pobliże drzwi wejściowych i zidentyfikowała tę substancję bo „za zimno”. Wreszcie jedna z nich stwierdziła, że mieli deratyzację i pewnie jest to trutka na szczury. Poprosiłem o widzenie z kierownikiem, który potwierdził tę informację. A na moje zarzuty o nie zabezpieczenie trucizny i brak najmniejszego nawet ostrzeżenia w jej pobliżu powiedział, że „mogłem uwiązać psa gdzie indziej”. Dalsza polemika była bezcelowa zwłaszcza, że upływający czas powodował wnikanie trucizny do organizmu psa.

Udałem się do weterynarza na ul. Łuszczewskich, gdzie lekarka podjęła czynności, a po zwróceniu przez psa treści żołądkowej stwierdziła obecność rozdrobnionej różowej trutki na szczury. Prognozowana we czwartek, 26 stycznia, długość leczenia to dwa tygodnie, o ile nie wystąpią komplikacje a dotychczasowy koszt to 198 zł bez kosztów koniecznej na dniach analizy krwi i badań ogólnych psa więc pewnie razem ok. 300 zł, o ile nie będzie komplikacji.

Na razie pies żyje i oby tak pozostało, bo przecież nie po to adoptowałem go ze schroniska by poniósł śmierć z rąk zwyrodniałych, bez wyobraźni i poczucia odpowiedzialności ludzi.

(…) Gdyby moja obecność się przedłużyła to pies zdążyłby już zjeść całą truciznę wokół i nie podejrzewając nic zabrałbym go do domu, a po kilku dniach umarł by, a ja bym nawet nie wiedział dlaczego.

Ile zwierząt i może nawet dzieci padło ofiarami pod tym sklepem chrupiąc ładne różowe „ciasteczka” ?? Co trzeba mieć w głowie by w miejscu publicznym, ogólno dostępnym w dodatku o natężonym ruchu ludzi i zwierząt wykładać substancję zagrażającą ich życiu i zdrowiu i nawet nie umieścić ostrzeżeń ?? To nie była jednorazowa sytuacja już od bardzo dawna cyklicznie widywałem pod wejściem do Patio zdewastowane pojemniki z pokruszoną różową zawartością, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, by ktoś mógł byś tak bezmyślny, okrutny by w takich warunkach wykładać truciznę”.

Jerzy Szostak

  1. Imię i nazwisko autora listu do wiadomości redakcji

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz