
Od lat redakcja „Expressu Sochaczewskiego” walczy o zachowanie historii Sochaczewa oraz pamięć o jego byłych mieszkańcach. Zarówno tych wyznania katolickiego, jak i mojżeszowego. Szczególnie dbanie o pamięć tych ostatnich, którzy przez wieki tworzyli wraz z Polakami miasto, zasługuje na szczególną uwagę. Dlatego każda inicjatywa z tym związana jest jak najbardziej cenna. Jednak podejmując takie inicjatywy, musimy pamiętać o tym, aby robić to w taki sposób, żeby Błogosławiona Pamięć, jak mówią o swoich zmarłych wyznawcy judaizmu, nie była powodem waśni i sporów.
Niedawno na jednym z sochaczewskich portali internetowych rozgorzała dyskusja dotycząca upamiętnienia byłych mieszkańców Sochaczewa wyznania mojżeszowego. Delikatnie mówiąc sprowadzała się ona do tego kto powinien się tym zająć i dlaczego się tym nie zajmuje. Ocenę owej dyskusji pozostawiam czytelnikom tego portalu podobnie jak wypowiedzi, które komentowały przeprowadzoną rozmowę. Dodam tylko, że już dawno nie czytałem tak żenujących i chamskich komentarzy, świadczących o całkowitym braku empatii do ludzi, którzy przez ponad sześćset lat tworzyli historię Sochaczewa, a zamordowanych przez Niemców tylko dlatego, że byli Żydami. Dodam także, że ów pokaz chamstwa i głupoty przez tak zwanych „wszystko wiedzących” miał miejsce tuż przed 82 rocznicą utworzenia przez Niemców sochaczewskiego getta.
Zamordowany świat
Przez ponad sześćset lat Sochaczew był miastem wielokulturowym. Zamieszkiwali go nie tylko Polacy, Niemcy, Ormianie czy Rosjanie. Większość mieszkańców miasta była wyznania mojżeszowego. Ta mieszkanka kultur i języków tworzyła niepowtarzalny świat i historię Sochaczewa, przez ponad sześć wieków.
Ten świat, który stanowił o kolorycie Sochaczewa, przestał istnieć wraz z agresją Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 roku. Jego zagłada zaczęła się już 9 września, kiedy Niemcy po upadku Sochaczewa wkroczyli do miasta. Tego dnia oddziały Wehrmachtu przystąpiły do wyrzucania z domów starszych i niedołężnych mieszkańców Sochaczewa pochodzenia żydowskiego, których zamordowano. Następne miesiące przyniosły kolejne prześladowania ludności żydowskiej, która w 1939 roku liczyła około 4 tysięcy osób.
Ci, którzy przeżyli trwające przez cały 1940 rok represje, zostali 15 stycznia 1941 roku przesiedleni do utworzonego na terenie pomiędzy ulicami: Staszica, Toruńską, Farną, Placem Kościuszki oraz między ulicą Farną a Bzurą, getta. Kilka dni później jego obszar powiększono o teren pomiędzy ulicami Warszawską, Traugutta, Podzamcze i nieistniejącą już ulicą Koszarową.
W getcie stłoczono ponad dwa tysiące żydowskich mieszkańców Sochaczewa oraz uciekinierów, m.in. z Głowna, Łodzi, Zgierza. Sochaczewskie getto istniało zaledwie miesiąc, a jego likwidacja nastąpiła 15 i 16 lutego 1941 roku. Przebywająca w nim ludność została wysiedlona do Warszawy, skąd później większość trafiła do komór gazowych niemieckiego nazistowskiego obozu zagłady w Treblince.
Czas Zagłady
O tym jak wyglądało życie w sochaczewskim getcie można dowiedzieć się z „Pinkas – Księga pamięci Sochaczewa”, czyli zbioru wspomnień żydowskich mieszkańców miasta, którzy przeżyli Zagładę:
„Jak wszędzie, również w Sochaczewie, Niemcy zamknęli Żydów w getcie. Na początku stycznia 1941 r. przyszedł rozkaz, aby przenieśli się z resztką swojego niezrabowanego jeszcze dobytku do specjalnie wydzielonej części miasta. Nakaz ten wprawił wszystkich w osłupienie. Nikt nie spieszył się z przenosinami. Jednak Żydzi drogo zapłacili za swoje „nieposłuszeństwo”, ponieważ później nadeszło zarządzenie, na mocy którego każdy mógł zabrać ze sobą do getta jedynie trzy kilogramy dobytku, pozostawiając resztę w domu. A „spóźnialskich” wpuszczano do getta niemalże nago i boso.
Na getto, otoczone wysokim parkanem z drutu kolczastego, składały się z następujące ulice: Farna i dochodzące do niej mniejsze uliczki, część Staszica (dawniej Trojanowska), cześć Bóżnicznej i uliczki przy potoku garbarskim 9. Życie Żydów w getcie było jeszcze gorsze niż przedtem. Panowała ogromna ciasnota – w jednym pokoju zamieszkiwało po cztery, pięć
rodzin. Ludzie tłoczyli się jak w beczce, z której nie można było wyjść nawet do pracy. Jak się okazuje, Niemcy mieli dla sochaczewskich Żydów wcześniej ustalone plany, zgodnie z którymi ich prześladowali. W getcie rzadko kiedy działo się coś dobrego. A gdy zdarzał się już taki dzień, Żydzi płacili później z nawiązką. Tak też było po weselu Nisena Karo.
W getcie odbyły się jedynie dwa wesela – Hersza Gothelfa z Branią Brzakowską oraz Chaima-Nisena Karo z panną z Warszawy. Ten ostatni zaprosił na swoje wesele gości, a stary klezmer Izrael Rotsztejn przygrywał nowożeńcom na skrzypcach. Na drugi dzień po weselu Niemcy zabrali starego klezmera na podwórko żandarmerii, gdzie w zimowy dzień stycznia 1941 r. zmusili go, aby w samej koszuli wszedł do wagonu i grał na skrzypcach. Zmarznięty klezmer musiał grać i zabawiać dzikie bestie.
W tym samym czasie Niemcy spędzili Żydów na podwórko, zmusili do rozebrania się i w takim stanie kazali im rąbać drzewo. Był tam syn Abrahama-Jaakowa Kohna, Icchak Żelazko. I tak z jednej strony Rotsztejn grał na skrzypcach, a z drugiej Żydzi nago rąbali drzewo (…).
Kilka tygodni po tym przyszedł niemiecki rozkaz, by połowa sochaczewskich Żydów przeniosła się w ciągu trzech dni do Żyrardowa, 21 km od Sochaczewa. Rzecz jasna w getcie wybuchła panika. Judenrat zaczął tworzyć listy osób przeznaczonych do wywózki. Zamożniejsi Żydzi przynosili do Judenratu pieniądze i biżuterię. Zebrano ubogich i na furach magistratu wywieziono ich do Żyrardowa. Jednak również ci, którzy się wykupili, nie na długo pozostali na swoich „miejscach” – także oni musieli wkrótce opuścić Sochaczew. W związku z zarządzeniem nakazującym wszystkim Żydom z dystryktu (województwa) warszawskiego zgromadzenie się w warszawskim getcie, w osławionym „pudle śmierci”, pod
koniec stycznia 1941 r. nadszedł rozkaz, aby mieszkańcy sochaczewskiego getta w ciągu trzech dni opuścili miasto i przenieśli się do Warszawy. W getcie zapanował chaos. Żydzi zaczęli kombinować, szukać rady, jak ominąć to zarządzenie, jednak nie było wyjścia.
Aby przeprowadzić wysiedlenie w sposób energiczny, aby ruszyć Żydów z miejsca, Niemcy zaczęli ich zastraszać. Zastrzelili komendanta żydowskiej policji, Menasze Knotta. Mordercy czekali na niego wieczorem koło domu i gdy tylko wyszedł na ulicę, zastrzelili go. I to rzeczywiście podziałało. Niemcy znowu mordowali Żydów, bo ci znaleźli się bez nadzoru, a ich życie niewiele było warte. A ponieważ niemiecki rozkaz jest rozkazem, więc Żydzi nie powinni nawet myśleć o wymigiwaniu się od wysiedlenia lub o jakiejkolwiek zwłoce.
Pewnego pięknego dnia na początku lutego 1941 r. sochaczewscy Żydzi opuścili swoje miasto i udali się do Warszawy – na piechotę lub na furmankach. (…) Można było również jechać koleją, ludzie jednak bali się podróżować w ten sposób, ponieważ Niemcy okrutnie katowali tych, którzy się na to zdecydowali. Tak więc niewielu wysiedlanych pojechało pociągiem.
W ten czy w inny sposób Żydzi opuścili jednak Sochaczew, zabierając ze sobą swój dobytek, wspomnienia o rodzinnym mieście, i ruszyli w kierunku stolicy. Z miasta wyszli niemal bez bagażu, ponieważ Niemcy pozwolili każdemu zabrać jedynie piętnaście kilogramów. Żydowski majątek Niemcy zabrali dla siebie(…)”.
Historia zrównana z ziemią
Po likwidacji getta dzielnica żydowska została zrównana z ziemią. Taki los spotkał również te pomiędzy Farną, Staszica, Toruńską i Placem Kościuszki. Do naszych czasów przetrwała jedynie kamienica państwa Janiszewskich, stojąca na skrzyżowaniu Staszica i Toruńskiej, oraz budynek przy Toruńskiej 10. Z ziemią zrównano również budynki pomiędzy ulicami: Warszawską, Traugutta i Podzamcze. Tu ocalał jedynie budynek należący do państwa Grzegorzewskich, przy którym znajdowała się gręplarnia. Ocalała prawdopodobnie tylko dlatego, że cała produkcja gręplarni była przez Niemców rekwirowana na potrzeby armii. Budynek przetrwał do końca lat 80. ubiegłego wieku.
Dodajmy, że gruz ze zburzonych budynków dzielnicy żydowskiej został wykorzystany przez Niemców do budowy lotniska w Bielicach. Jednak na tym się nie skończyło. Po zrównaniu z ziemią dzielnicy żydowskiej, Niemcy utworzyli tam w 1942 roku park, który dzisiaj nosi imię Fryderyka Chopina.
Jerzy Szostak
PS.: W artykule wykorzystano fragmenty „Księgi pamięci Sochaczewa” wydanej staraniem Stowarzyszenia Lokalna Grupa Działania Nad Bzurą.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis