Wiatraki powrócą na pola

Fot. Pixabay
Reklamy

W ostatnich dniach pojawiły się informacje na temat powrotu do energetyki wiatrowej i instalowaniu tzw. ferm wiatrowych. Przez ostatnie 6 lat ten kierunek prawie zamarł zupełnie dzięki wprowadzeniu w 2016 roku drakońskich przepisów dotyczących odległości od zabudowań. To spowodowało niemal całkowicie zamrożenie rozwoju lądowej energetyki wiatrowej. Nikt nie miał ochoty na długotrwałe batalie i przepychanki. Teraz jednak rodzi się szansa na to, by wiatraki znów zaczęto stawiać.

Jednak we wtorek, 5 lipca rząd przyjął zapowiadany od dłuższego czasu projekt ustawy liberalizujący tzw. ustawę odległościową z 2016 roku. Drakońska zasada 10H przestaje ograniczać budowę nowych farm wiatrowych. Tym samym lądowa energetyka wiatrowa zostaje odblokowana. Jak zaznaczył Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki, a obecnie ekspert stowarzyszenia Business Centre Club, te 6 lat to stracony czas, gdyż energetyka wiatrowa jest tą, która jest jedną z wykorzystujących energię przyjazną dla środowiska.

Przepisy zamroziły inwestycje

Choć wiele krajów europejskich wykorzystuje wiatraki z powodzeniem, to w Polsce w ostatnich 5 latach przepis odległościowy sprawił, że nie powstała żadna nowa inwestycja wiatrowa. Wiatraki, które się pojawiły, były zaprojektowane i przyjęte do realizacji jeszcze przed wprowadzeniem zasady 10H. Sama zaś zasada polegała na tym, że minimalna odległość między budynkiem mieszkalnym a elektrownią wiatrową,  ma być dziesięciokrotnością wysokości instalacji. Jeśli więc wiatrak miał 100 metrów wysokości w najwyższym punkcie (wychylenia śmigła, co jest raczej normą) to odległość od zabudowań powinna być minimum jeden kilometr. W tej sytuacji powodowało to, że raczej żaden wiatrak nie mógł powstać, gdyż zawsze istniało ryzyko, że z którejś strony nie będzie dochowania przepisu.

W myśl nowych zapisów ustawy miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego będą określały lokalizację nowych elektrowni na lądzie. Będzie już można określić inną odległość niż wynikającą z zasady 10H, choć nie mniejszą niż 500 metrów od zabudowań. To jednak daje szanse na gminne inwestycje i postawienie wiatraków. Tym samym możliwość rozwoju energetyki wiatrowej.

Wprowadzenie proponowanych rozwiązań przyczyni się do wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego Polski, a społeczności lokalne będą miały decydujący głos w sprawie lokalizacji farm wiatrowych w swoim sąsiedztwie – informowała niedawno Anna Moskwa, minister klimatu.

Mniejsze odległości

Nowelizacja ustawy odległościowej pozwala na ponad 25-krotne zwiększenie dostępności terenów pod inwestycje wiatrowe. Dzięki zmianie moc zainstalowana z nowych, lądowych farm wiatrowych, zgodnie z opinią Janusza Gajowieckiego, prezesa Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW), do 2030 roku wyniesie około 13 GW, czyli łącznie moc z wiatru wzrośnie do około 20 GW. To zaś spowoduje zmianę i poprawę warunków ekonomicznych mniejszych miejscowości. Wykorzystanie paliw stałych, w tym węgla, wydatnie się zmniejszy z korzyścią dla naszego środowiska.

Według szacunków rządowych, nowe przepisy umożliwią powstanie instalacji o mocy 6-10 GW i rozwój nowych inwestycji, tzw. greenfield. Rozpocznie się też kontynuacja projektów rozpoczętych przed wejściem w życie ustawy odległościowej, tam, gdzie został już przyjęty plan zagospodarowania przestrzennego, a gdzie przepisy je wstrzymały. A także wymianę turbin starych na nowe i na bardziej efektywne.

Pierwsze sygnały zapowiadał w ustawie w 2021 roku ówczesny minister i wicepremier Jarosław Gowin, który chciał zliberalizować zasadę 10H. Jednak propozycje zmian utknęły i dopiero teraz powróciły. Nie bez znaczenia są tu kwestie trwającej wojny w Ukrainie i próby szukania tańszych źródeł energii.

Wichury napędzają turbiny

W obecnych czasach bardzo silne wiatry na naszych terenach w sprzyjających okolicznościach są w stanie zapewnić w kraju jedną trzecią krajowego zapotrzebowania na prąd. Natomiast w gminach, które mają mniejsze zasoby finansowe, takich kilka wiatraków może zapewnić zaopatrzenie nawet w połowie. Przy wystarczającym wietrze z 1 MW mocy zainstalowanej, turbiny produkują 1 MW mocy wyjściowej. Według specjalistów to obecnie najtańsza energia, gdyż nie wymaga takich nakładów, jak inne odnawialne źródła energii.

Również Jan Ruszkowski, ekspert Konfederacji Lewiatan, twierdzi, że sześć lat temu rządowi udało się wylać dziecko z kąpielą i zablokowano w Polsce najbardziej opłacalny sektor energetyki odnawialnej. Gdyby nie zasada 10H, koszty energii byłyby znacznie niższe. Według wyliczeń każda megawatogodzina z farm wiatrowych obniża cenę energii o 20 złotych, a przy 6 GW mocy w instalacjach, koszty były dużo mniejsze.

W obecnej sytuacji ważne, by płacić mniej, by powietrze było czystsze i by nie sprowadzać ze wschodu ruskiego gazu. Turbiny wiatrowe może robią trochę hałasu, ale nie większy niż huraganowe wiatry. Czy mnie by przeszkadzał wiatrak? Chyba nie. Kiedyś były normalne wiatraki na polu   i ludzie z tym żyli. Teraz w całej Europie są i jakoś z tym ludzie żyją. Liczy się ekonomia i czyste otoczenie. Każda prawie wieś miała jakiś wiatrak. Mniejsze koszty paliwa i czystsze powietrze powinny nas interesować i mobilizować do ustawiania wiatraków – mówi jeden z mieszkańców gminy Sochaczew.

Inny zaznacza, że w Anglii, w Holandii czy w Niemczech wiatraki są instalowane w pobliżu miast, czy nawet w samych miastach i do tego mieszkańcy już przywykli.

Czy i ile powstanie ferm wiatrowych na terenie powiatu sochaczewskiego, trudno na razie przewidzieć. Samorządowcy póki co zapoznają się z tym tematem. Zastanawiają się też, czy nie warto powrócić do poprzednich planów zagospodarowania uwzględniających właśnie wiatraki. Te pomysły raczej będą rozpatrywane dopiero pod koniec roku, przy planowaniach budżetów na 2023 rok. Być może więc niebawem wiatraki w gminach powstaną.

Bogumiła Nowak

Fot. Pixabay

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz