Apartamenty zamiast chlewu

fot.: Archiwum Expressu Sochaczewskiego

Miasto pozbywa się kolejnej ruiny. Tym razem jest to były hotel robotniczy zakładów chemicznych w Boryszewie. Samorządu ze względu na koszty po prostu nie stać na jego remont. Nie oznacza to jednak, że nowy właściciel zdecyduje się na jego wyburzenie. Prawdopodobnie zostanie on całkowicie przebudowany, tak, jak znajdujący się na tyłach zakładu pałacyk. Ten dzięki temu, że trafił w prywatne ręce, odzyskał swój dawny blask.

Jak wynika z naszych informacji, już wkrótce zostanie wystawiony na sprzedaż należący do miasta budynek mieszkalny przy ulicy 15 sierpnia 106 C. Chodzi o były hotel robotniczy zakładów chemicznych w Boryszewie wybudowany w okresie między wojennym. Co prawda nie jest on wpisany do rejestru zabytków, ale jest to jeden z nielicznych budynków wielorodzinnych na terenie Boryszewa z okresu sprzed II Wojny Światowej, który przetrwał do naszych czasów w pierwotnym stanie.

Urzędnicze obiecanki

Problem jednak w tym, że jest w tak w fatalnym stanie, że miejski samorząd od lat rozważał jego generalny remont lub rozbiórkę. Okazuje się jednak, że do tego nie dojdzie. Budynek trafi w prywatne ręce. I jest to bez wątpienia najlepsza decyzja. Przede wszystkim dlatego, że miasta nie stać na jego remont. A do tego przymierzały się poprzednie władze miasta. Stało się to jednak dopiero po naszych publikacjach, w których opisaliśmy warunki, w jakich żyją mieszkańcy kamienicy. A te bardziej przypominały chlew, niż miejsce, w którym mieszkają ludzie. Na przykład do niektórych mieszkań wchodziło się przez wspólną toaletę, której stan wołał o pomstę do nieba.
Po naszych publikacjach poprzedni burmistrz zapewniał, że w październiku 2009 roku będzie gotowa dokumentacja, która wskaże, jaki będzie zakres prac i szacunkowe koszty remontu kamienicy przy ul. 15 Sierpnia 106. Prace remontowe miały ruszyć w 2010 roku.
Opracowana wówczas koncepcja remontu przewidywała likwidację wspólnej kuchni i łazienki. Nowe toalety i kuchnie miały powstać w każdym mieszkaniu. Planowano także wymienić grożące zawaleniem stropy, okna, instalację energetyczną oraz sieć centralnego ogrzewania.
Nic jednak z tego nie wyszło, bo na ten cel zabrakło środków w budżecie miasta. Ważniejsze okazały się inwestycje, którymi ówczesne władze miasta zamierzały pochwalić się w nadchodzących wyborach samorządowych.

Dom bez fundamentów

Warto przypomnieć, że gdy opisaliśmy sytuację mieszkańców budynku – poprzednie władze miasta twierdziły, że informacje zawarte w naszych artykułach mijają się z prawdą.
Według pracowników Urzędu Miejskiego stan budynku nie był zły. Kamienica, jak przekonywano, wymagała jedynie kosmetyki. Twierdzono również, że gdyby nawet zamierzano wyremontować budynek, to i tak nie można tego zrobić, gdyż podobno miasto przejęło go od zakładów chemicznych bez fundamentów i piwnic. Okazało się jednak, że słowa urzędników nie miały odzwierciedlenia w rzeczywistości. Wykazała to kontrola budynku przeprowadzona w kwietniu 2009 roku przez Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Potwierdziła ona wszystkie wady kamienicy, o których pisaliśmy. Chodziło nie tylko o wymianę instalacji wodno-kanalizacyjnej czy elektrycznej. PINB nakazał również wymianę ciągów wentylacyjnych, kominów, okien oraz stropów, szczególnie w łazienkach, gdzie sufity grożą zawaleniem. Podobnie w mieszkaniach, w których położona na drewnianych stropach podłoga ugina się podczas chodzenia.
Ciekawostką jest to, że jeszcze przed prywatyzacją boryszewskich zakładów, gdy zlikwidowano hotel i zamieniono go na mieszkania zakładowe, stwierdzono, że mogą one istnieć tylko pięć lat. Po tym okresie budynek musiał przejść generalny remont. Od tamtego czasu minęło już kilkadziesiąt lat i nic nie zostało zrobione. No, może z wyjątkiem – nowym właścicielem rudery zostało miasto.

Jak feniks z popiołów

A te w końcu postanowiło go sprzedać. I prawdopodobnie nie będzie z tym problemu. Przede wszystkim dlatego, że choć wnętrze budynku jest w fatalnym stanie, to sama jego bryła jest w dobrym stanie technicznym. Atutem jest również działka, na której stoi. Jej powierzchnia to ponad dwa tysiące metrów, przy czym usytuowanie budynku umożliwia wybudowanie na niej kolejnego budynku.
Przy okazji warto wspomnieć również o innej ruinie, która znajdowała się w sąsiedztwie boryszewskich zakładów, a która została sprzedana przez miasto. Chodzi o pałacyk znajdujący się na tyłach zakładów, a który przed wojną należał do właściciela boryszewskiej cegielni. Po nacjonalizacji dokonanej przez komunistów stał się on własnością Skarbu Państwa, który przekazał go samorządowi Sochaczewa. I choć budynek przetrwał w nienaruszonym stanie wojenną zawieruchę, to brak remontów oraz przeznaczenie go na mieszkania komunalne zrobiły swoje. Pałacyk popadał w ruinę, a jego mieszkańcy żyli w ciągłym strachu. I nie ma się czemu dziwić. Stropy budynku były w tak fatalnym stanie, że w każdej chwili mogło dojść do ich zawalenia. Doszło do tego, że miejscy urzędnicy, właśnie z obawy o zawalenie stropów, próbowali zakazać mieszkańcom umieszczania w pokojach ciężkich mebli czy nowych kuchni węglowych. Kiedy jednak opisaliśmy owe ekscesy urzędników, ci stwierdzili, że mijamy się z prawdą – ponieważ budynek jest w dobrym stanie technicznym. Nie minęło jednak kilka lat i został sprzedany przez miasto, ponieważ to nie miało środków na nakazany przez nadzór budowlany remont generalny. Budynek trafił w prywatne ręce. Jego nowy właściciel przeprowadził remont i pałacyk odzyskał dawny blask. Co prawda został przekształcony w budynek mieszkalny, ale został uratowany przez zagładą.
Miejmy nadzieję, że podobnie będzie w przypadku prawie stuletniego hotelu robotniczego.

Jerzy Szostak

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz