List do prezydenta USA

otchłań grzechu
Fot. Aldona Błaszczyk-Szostak
Reklamy

Kiedyś zapytałem Janusza Szostaka:

  • Naprawdę w podstawówce napisałeś list do prezydenta Stanów Zjednoczonych?
  • Oczywiście.
  • I co napisałeś Richardowi Nixonowi?
  • Jak to co? Że jest w porządku i żeby nie przejmował się tym co mówią o nim komuniści, bo my go lubimy. I żeby trzymał się w Wietnamie i bronił ludzi przed komunistami.

To było na przełomie lat 60. i 70. W Polsce rządzili komuniści, a porządku pilnowała rosyjska armia. Wszelkie relacje ze Stanami Zjednoczonymi były podejrzane, a co dopiero z ich prezydentem. Dlatego list małego Janusza zamiast do Białego Domu trafił na sochaczewską komendę milicji, a ściślej w ręce funkcjonariuszy budzącej grozę Służby Bezpieczeństwa. Wtedy to nie było anegdotą, bo duże problemy mieli rodzice Janusza wzywani na przesłuchania w tej sprawie.

Janusza Szostaka poznałem w 1990 roku w czasie kampanii prezydenckiej Lecha Wałęsy. A nieco lepiej kilka miesięcy później, gdy jako uczeń liceum wstąpiłem do Porozumienia Centrum, pierwszej partii Jarosława Kaczyńskiego, której szefem na dawne województwo skierniewickie był właśnie Janusz Szostak.

W tamtym czasie był też pierwszym redaktorem naczelnym Ziemi Sochaczewskiej. Niepokornym jak zawsze, dlatego skończył misję po jakimś krytycznym artykule, który nie spodobał się w ówczesnym ratuszu.

Janusz był patriotą, dobro Polski leżało mu na sercu i miał to „coś”, co gromadziło wokół niego ludzi i dawało entuzjazm do pracy. Jako młody chłopak lubiłem szalone kampanie wyborcze lat 90., gdy wspólnie z Januszem i Radosławem Jurzykiem spędzaliśmy noce na rozwieszaniu plakatów naszych kandydatów. Prowadziłem volvo Janusza i słuchałem bardzo ciekawych i często zabawnych opowieści dziennikarskich i politycznych.

Niezależnie od tego co robił zawodowo zawsze marzył o pisaniu. Chciał wydawać gazetę i pisać książki. Nie załamywał się porażkami i szedł naprzód. W 2002r. byłem wraz z Adamem Lemieszem w gronie osób, które wspierały Janusza w tworzeniu Expressu Sochaczewskiego. Janusz bardzo chętnie dzielił się wiedzą. Czasem wydawało się, że każdego kto z kim współpracuje chciałby nauczyć pisania artykułów. A pisać potrafił znakomicie. Miał niezwykłą lekkość tworzenia. Ci, którzy z tego skorzystali nie żałowali. Byłem dumny, gdy kiedyś po przesłaniu tekstu do Expressu Sochaczewskiego poprosiłem Janusza o sprawdzenie, a on rzucił krótko: Ciebie się nie sprawdza.

Przez szereg lat pracowaliśmy razem, przez wiele, prawie wspomniane 30 lat, współpracowaliśmy na różnych płaszczyznach. Razem organizowaliśmy pierwsze Rodzinne Rajdy Rowerowe po Ziemi Sochaczewskiej – wtedy jedyną tego typu imprezę w naszym powiecie. To Janusz zainicjował Świętojańskie Rajdy Motocykli Zabytkowych „Bzura”, ciekawe Majówki Folkowe czy charytatywny Patrol Świętego Mikołaja.

Znakomitym pomysłem Janusza był cykl wspomnień i reportaży „Spacerkiem po Sochaczewie”. Bo Sochaczew zajmował szczególne miejsce w sercu Janusza. W jego barwnych opowieściach przenosiliśmy się do Sochaczewa lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Miasta dorożek, ulic z kocimi łbami, podrzędnych szynków i barwnych osobistości tamtych czasów. Marzył, żeby mieszkańcy Sochaczewa jak dawniej mogli spędzać wolny czas na przystani nad Bzurą.

Były też lata, gdy mocno różniliśmy się w wielu sprawach, w ocenie sytuacji, zdarzeń czy osób. Czasami te różnice wyrażaliśmy dosyć ekspresyjnie i kontakt między nami się zawieszał. Ale nawet wtedy nie dało się przejść obojętnie obok jego pasji, pomysłów i determinacji to ich zrealizowania.

W ostatnich latach robił to co szczególnie kochał. Pisał i wydawał książki ze swojego ulubionego reportażu kryminalnego, reaktywował swój Express Wieczorny i cieszył się, gdy mieszkańcy Sochaczewa dobrze bawili się na jego Święcie Bzury.

Wiele razy umawialiśmy się na marsz po Puszczy Kampinoskiej, w której Janusz znał wiele ciekawych ścieżek, miejsc oraz historii z nimi związanych. W ubiegłym roku udało nam się zrobić taki rajd. Zakończyliśmy smacznym grillem u Janusza na podwórku. W tym roku terminy się rozjeżdżały. Albo ja miałem wyjazd, albo Janusz miał spotkanie z czytelnikami. Nie przejmowaliśmy się tym, bo przecież tyle sobót i niedziel było przed nami…

 Maciej Małecki

Wiceminister Aktywów Państwowych, Poseł na Sejm RP

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz