
Po raz kolejny doszło do zatrucia jednej z rzek przepływających przez Sochaczewa. W ubiegłym tygodniu ścieki zabiły życie w Utracie, na odcinku od Żelazowej Woli do jej ujścia do Bzury. To już trzecie tak duże skażenie sochaczewskich rzek w tym roku.
Po dwukrotnym zatruciu w tym roku Pisi, tym razem ścieki popłynęły Utratą.
– Już dawno czegoś takiego nie widziałem. Rzeka zmieniła swój kolor i doszło do śnięcia żyjących w niej ryb. Na dodatek zaczęła śmierdzieć, jak w latach siedemdziesiąty ubiegłego wieku, kiedy to każdego dnia z powodu zrzucania do niej ścieków rzeka miała inny kolor, a wydobywający się z niej fetor był nie do zniesienia – powiedział nam jeden z mieszkańców Chodakówka, który zadzwonił do naszej redakcji w tej sprawie.
Sprawca nieznany
Do zatrucia rzeki, jak mówią nasi rozmówcy, doszło we wtorek 8 grudnia. Śnięte ryby i zmieniony kolor rzeki, któremu towarzyszył intensywny nieprzyjemny zapach, zauważono w Żelazowej Woli, Chodakówku, Orłach Cesin oraz w Chodakowie. Ścieki, jak mówią nasi rozmówcy, pojawiły się w godzinach porannych.
Okazuje się jednak, że o zatruciu Utraty nie zostały powiadomiono żadne służby. O płynących rzeką ściekach nie wiedzieli na przykład pracownicy Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego w Sochaczewie. Dowiedzieli się o nich od nas. Jak mówią pracownicy Wydziału, na interwencję było już za późno, ponieważ zanieczyszczenia spłynęły do Bzury i doszło do ich rozpuszczenia. Jednocześnie zwracają się z prośbą do mieszkańców Sochaczewa, aby ci od razu, gdy tylko zauważą zanieczyszczenia płynących przez Sochaczew rzek, dzwonili do Urzędu Miejskiego lub na numer alarmowy urzędu 46 862 36 82, który jest czynny całodobowo przez 7 dni w tygodniu.
Jak dodaje Agnieszka Tomaszewska, naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego, w przypadku zatrucia rzek liczy się każda godzina, ponieważ szybka interwencja pozwala na zlokalizowanie sprawcy zanieczyszczenia zatrucia.
W majestacie prawa
Kto nim mógł być, teraz już trudno będzie ustalić. Niewykluczone, że powodem zatrucia Utraty mogło być zrzucenie do niej nieczystości z szambiarki lub zrzut ścieków z szamba. Może o tym świadczyć gwałtowna zmian koloru wody, intensywny zapach, jak i natychmiastowe śnięcie ryb. Ta wersja jest bardzo prawdopodobna, ponieważ z czymś takim miejskie służby miały już do czynienia kilka lat temu, a dokładnie w 2017 roku. Wtedy to w wyniku podobnych działań, czyli opróżnienia szambiarki do Pisi, doszło do jej skażenia od mostu w Rokotowie do ujścia do Bzury. Na tym odcinku rzeka również zmieniła swój kolor, wydobywał się z niej intensywny zapach, a żyjące w niej ryby zostały zabite.
Inna wersja to ta, w której powodem zanieczyszczenia był nocny, nielegalny zrzut ścieków z oczyszczalni w Pruszkowie. Jednak wydaje się to mało prawdopodobne, ponieważ zanim ścieki dotarłyby z Pruszkowa do Sochaczewa, uległyby rozpuszczeniu i ich stężenie nie byłoby tak duże, aby mogło spowodować śnięcie ryb.
Dodajmy, że do niedawna, czyli do połowy tego roku oczyszczalnia w Pruszkowie spuszczała ścieki do Utraty legalnie, praktycznie co tydzień. A mimo to, do takich sytuacji nie dochodziło. Dodajmy, że zrzut ścieków odbywał się na podstawie pozwolenia wodnoprawnego wydanego przez Adama Struzika, marszałka województwa mazowieckiego. Obecnie podlegająca warszawskiemu MPWiK pruszkowska oczyszczalnia stara się o ponowną zgodę na takiej działania. A to oznaczałoby, że w majestacie prawa Utrata mogłaby być ponownie zatruwana.
Jerzy Szostak
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis