
Przede wszystkim dziennikarz śledczy, pisarz, działacz społeczny, założyciel Fundacji Na Tropie. Jest właścicielem „Expressu Sochaczewskiego”, „Expressu Wieczornego”, portalu sochaczewianin.pl oraz ogólnopolskiego magazynu „Reporter”. Organizuje także koncerty i imprezy rozrywkowe. W ostatnim czasie koncentruje się na pisaniu książek.
Z Januszem Szostakiem rozmawia Krzysztof Owczarczyk
W ostatnim czasie ukazało się kilka twoich książek. Masz ambicje dogonienia Remigiusza Mroza w ilości wydanych tytułów?
Nie, nie zamierzam się z nikim ścigać, zwłaszcza z nim. Faktem jednak jest, że ukazuje się sporo moich książek. Debiutowałem dość późno, bowiem w czerwcu 2018 roku, i od razu w nakładzie 40 tysięcy egzemplarzy. Co dla debiutantów jest nieosiągalne, dwa tysiące to już jest sukces, a dziesięć tysięcy, to bestseller. Ostatnia moja książka „Słowik. Skazany na bycie gangsterem” ukazała się 29 stycznia, już po dwóch tygodniach był jej dodruk. Tak dzieje się z większością moich książek. Nie piszę ich jednak z miesiąca na miesiąc, często są to materiały zbierane latami. O pisaniu książek myślałem w zasadzie przez całe życie. Jednak nigdy nie miałem na to czasu, teraz mam go jeszcze mniej, mimo to bardzo mnie to zajęcie zaabsorbowało. Książki, które do tej pory się ukazały, to są głównie reportaże, tylko dłuższe. Całe życie zajmowałem się reportażem i gdy w pewnym momencie pojawiła się propozycja, aby to moje pisanie reporterskie zamknąć w ramach książek, to przyjąłem to niemal entuzjastycznie. Reportaże ukazujące się w mediach żyją dość krótko, podobnie jak opisane w nich sprawy. W przypadku książek życie tych historii nabiera innego wymiaru, przedłuża się, zostaje zachowane na lata.
Andrzej Z. „Słowik”, choć lubił pojawiać się w otoczeniu sławnych ludzi, w odróżnieniu od Jarosława Sokołowskiego „Masy”, zawsze unikał mediów. Dlaczego zgodził się na podjęcie współpracy z tobą?
Nakłonienie Andrzeja Z. do udzielenia wywiadu nie było proste, gdyż „Słowik” nigdy nie rozmawia z dziennikarzami, ja zabiegałem o to przez kilka miesięcy. Pewnego dnia dostałem od niego list, że cieszy się na naszą współpracę, gdyż zapoznał się z niektórymi moimi publikacjami i jego zdaniem jestem wiarygodnym dziennikarzem. Przypuszczam, że pomogli w tym także inni osadzeni w areszcie na Białołęce, gdzie w tym czasie przebywał, z którymi się kontaktowałem. Wystawiając mi swego rodzaju referencje. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie jest to książka, którą „Słowik” napisał wspólnie ze mną. On udzielił mi długiego wywiadu, który jednak nie stanowi całości książki. O „Słowiku”, mówią też inne osoby.
Twoje książki zdominowała tematyka, ogólnie mówiąc, gangsterska. Skąd to zainteresowanie?
Tą tematyką zajmowałem się już w latach 90. Wówczas też rozegrała się większość historii, o których piszę w swoich książkach. Jednak dopiero teraz udaje mi się przekonać uczestników tamtych zdarzeń, aby ujawnili szczegóły spraw, będących kiedyś na pierwszych stronach gazet i mimo upływu lat niewyjaśnionych. Motywuje mnie przede wszystkim potrzeba dotarcia do prawdy. Sprawy, o których piszę, zwykle nigdy nie doczekały się wyjaśnienia. Do wielu z nich zbierałem materiały 20 – 30 lat. To w mojej ocenie są książki historyczne (śmiech). Ale pomału odchodzę od tej tematyki.
Jakie są zatem twoje plany na najbliższą przyszłość?
Od kilku miesięcy pracuję nad najważniejszą dla mnie książką, a właściwie sagą, zatytułowaną „Reporter”. Będzie to próba połączenia fikcji literackiej z autentycznymi historiami kryminalnymi, których echa pamiętamy niemal wszyscy. To prawdziwe, mocne historie, napisane w konwencji thrillera, z trzymającą cały czas w napięciu fabułą. Myślę, że tę serię będzie można czytać na kilku płaszczyznach. Nie tylko jako mroczne kryminały. To także historie pełne prawdziwych ludzi i zdarzeń, których tajemnice stara się rozwikłać główny bohater. To połączenie reportażu z powieścią kryminalną. Moim zdaniem to będzie zupełnie nowa formuła literacka. „Reporter” ukaże się w maju i będzie miał swoją premierę podczas targów książki w Warszawie.
Kilka lat temu założyłeś Fundację Na Tropie. Co cię do tego skłoniło ?
Najważniejsi są dla mnie ludzie, ich tragedie, dramaty i potrzeba, którą w sobie mam od zawsze, aby pomagać słabszym, skrzywdzonym, ofiarom przestępstw. To powoduje, że zajmuję się taką, a nie inną tematyką, to również było powodem założenia tej fundacji. Jest wielu ludzi potrzebujących pomocy i wsparcia, a często są oni pozostawiani sami sobie. To dla nich jesteśmy.
Fundacja zajmowała się wieloma sprawami, w tym zaginięciami Iwony Wieczorek i Ewy Tylman. Czy możesz podzielić się jakąś ogólną refleksją na temat działań policji i prokuratury w przypadku tych zaginięć?
Według mnie w obu w tych przypadkach śledztwa były prowadzone tak, aby nigdy się nie wyjaśniły. Aby prawda o tym, co się stało, nie dotarła do opinii społecznej. Na szczęście nie do końca to się udało i być może wkrótce poznamy prawdę o obu tych niewyjaśnionych do końca sprawach.
Napisałeś książkę o Iwonie Wieczorek, która stała się bestsellerem. Dlaczego zająłeś się losem zaginionej nastolatki z Gdańska?
Wiem sporo na temat tej sprawy. Jako jedyny dziennikarz czytałem całe akta, wskazałem też policji miejsce prawdopodobnego ukrycia zwłok 19-latki, brałem i biorę udział w jej poszukiwaniach. Rozmawiałem z dziesiątkami osób związanych z tą sprawą. Podobnie jak wydawca, uznałem, że należy wszystkie te moje informacje i wiedzę zebrać w książce, gdyż do tej pory było to rozproszone w moich publikacjach prasowych i w Internecie. Oczywiście w książce jest znacznie więcej nieznanych dotąd informacji i faktów. W maju, wraz z moją fundacją, wznowimy poszukiwania ciała Iwony na terenie Gdańska.
Skąd przypuszczenie, że Iwona Wieczorek nie żyje?
Na to wskazuje moje dziennikarskie śledztwo. Nie jestem co prawda policjantem i nie przesłuchiwałem świadków. Ale jako jedyny dziennikarz zapoznałem się z aktami tej sprawy. Ich lektura daje ogromną wiedzę. Rozmawiałem też ze śledczymi i wieloma innymi osobami związanymi z tą sprawą. Na tej podstawie wysnułem wniosek, że Iwona Wieczorek zginęła najpewniej już w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku. Kiedyś skłaniałem się ku wersji, że było to morderstwo zaplanowane. Pojawiały się doniesienia o powiązaniach Iwony ze środowiskiem sutenerów czy grupami przestępczymi, ale moim zdaniem chybione. Iwona była młoda, lubiła się bawić, ale nie miała nic wspólnego z prostytucją. Nie wydaje mi się też, żeby została uprowadzona i zmuszana do prostytucji, na przykład w Niemczech czy nawet w Dubaju. Prędzej czy później trafiłby na nią ktoś z Polski i ją rozpoznał. Jej twarz wciąż pojawia się w mediach, wszyscy ją kojarzą.
Kto zatem zabił?
Nie mogę wskazać konkretnej osoby. To rola śledczych. Nie ma na razie dowodów, są jedynie poszlaki i przypuszczenia, o których piszę zresztą w mojej książce. Iwonę zabił ktoś z jej znajomych. Mężczyzna. Ktoś, kogo bardzo dobrze znała i komu ufała. Byli w dobrych relacjach. Feralnej nocy między Iwoną a sprawcą prawdopodobnie zagrały emocje, wydarzyło się coś nieprzewidzianego. I doprowadziło do tragedii. Jeden z moich rozmówców, policjant, też się skłania ku temu, że była to przypadkowa zbrodnia. W afekcie, niezaplanowana. Tydzień wcześniej Iwona wracała do domu tą samą drogą, z koleżanką Kasią. Też z dyskoteki. Zobaczyła zajście, którego uczestnikami byli koledzy jej znajomego, próbowała interweniować, rozdzielać mężczyzn i sama została pobita. Broniła słabszego. Zdaniem Marka Siewierta, analityka z Komendy Głównej Policji, było to zarzewie tragedii, do której doszło tydzień później. Koleżanka Iwony twierdziła na przesłuchaniu, że nie pamięta, kto kogo uderzył i co się tak naprawdę stało. A policjanci nie byli zbyt konsekwentni w dociekaniu. Odpuszczali sobie trudne pytania, nie drążyli.
Sugerujesz, że policja źle prowadziła śledztwo?
Gdyby było inaczej, to sprawa byłaby już dawno rozwiązana. To nie jest zbrodnia doskonała, lecz podwórkowa. Jeśli policja przesłuchałaby znajomych Iwony bardzo skrupulatnie, kolejny raz, gdyby dokładnie ustaliła przebieg wydarzeń tamtej nocy, to może udałoby się ustalić zabójcę. Tymczasem ci młodzi ludzie najpewniej dogadali się między sobą i wszyscy zgodnie mówili to samo. Policja błędnie przyjęła to za dobrą monetę.
Ta historia to niemal gotowy scenariusz filmowy. Wiem skądinąd o innej twojej wielkiej pasji, a mianowicie o kinie. Będzie film o Iwonie Wieczorek?
Na razie o tym nie myślę, jednak nie jest to wykluczone. Gdyż zająłem się także produkcją filmową. Wspólnie z producentem filmowym Cezarym Tormanowskim oraz reżyserem Kacprem Anuszewskim (Futro z misia, Serce do walki, Tata) tworzymy coś w rodzaju niewielkiego zespołu filmowego. Planujemy wyprodukowanie kilka filmów na podstawie moich książek. Pierwszy z nich będzie oparty na „Byłam dziewczyną mafii”, rozważamy też wyprodukowanie serialu, który byłby polskim odpowiednikiem „Rodziny Soprano”. Myślę, że także „Reporter” doczeka się ekranizacji. Wierzę, że spełnię się jako producent, scenarzysta i reżyser dobrego kina sensacyjnego.
Ktoś powiedział kiedyś, że pisać należy w odosobnieniu, a potem dokładnie umyć ręce. W przypadku tematyki twoich książek wydaje się to szczególnie trafne. Jak później zachować pogodę ducha i radość życia?
Mimo tematyki jaką się zajmuję, doskonale sobie z tym radzę. Muszę przyznać, że jestem szczęśliwym i spełnionym człowiekiem. Robię to co kocham i o czym marzyłem od dziecka. Cieszę się, że mogę pisać i coraz więcej osób chce to czytać. Jestem za to wdzięczny moim Czytelnikom. Ogromną satysfakcję sprawiają mi spotkania z nimi, to mi dodaje siły.
W ostatnim czasie odwiedziłeś chyba wszystkie największe miasta w Polsce, zapraszają cię Empiki, jesteś gościem targów książki. Ale mam wrażenie, że unikasz spotkań z czytelnikami w Sochaczewie.
Trochę jestem zapracowany i w ciągłych rozjazdach. Ale na pewno zorganizuję spotkanie w Sochaczewie i będzie ono miało niekonwencjonalną oprawę.
Fot Tomasz Radzik
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis