Takiego spojrzenia na sztukę fotograficzną w Sochaczewie jeszcze nie było. Przedstawione w Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Bitwy nad Bzurą zdjęcia Andrzeja Rosłańca, sochaczewskiego fotografika i absolwenta historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, przyciągają wizualnie. Sochaczewska wystawa „Fotografia i Posfotografia – Fragmenty, Rendery, Fraktale” przedstawiona przez tego artystę, to 42 fotogramy w różnych wymiarach i ujęciach. Wernisaż odbył się w sobotę, 8 lutego.
Andrzej Rosłaniec urodził się w Sochaczewie i tu spędził dzieciństwo. Uczył się w Liceum Ogólnokształcącym im. Fryderyka Chopina. Po studiach na wydziale sztuki w Jagiellonce pozostał w Krakowie, gdzie od 40 lat mieszka.
- Do fotografii zachęciła mnie moja mama, która kupiła mi pierwszy aparat fotograficzny. To dzięki niej odkryłem w sobie pasję fotografowania i dalej ją rozwijam – wspomniał w trakcie wernisażu.
Poszukiwanie formy i koloru
Andrzej Rosłaniec wystawia swe prace fotograficzne już od kilku lat. Oprócz tradycyjnej fotografii na wystawie znalazły się prace przeniesione na płótna i tak skomponowane, że do złudzenia przypominają impresje malarskie.
– Łatwość fotografowania, łatwość w dostępie do publicznej prezentacji, szczególnie za sprawą mediów internetowych, detronizują i dekonstruują to medium jako narzędzie artystycznej kreacji. Zjawiska te z jednej strony ograniczają pole działania artysty fotografika, podnosząc poprzeczkę artystycznej wypowiedzi, ale z drugiej strony wyraźnie to pole poszerzają. Odbiorca staje się totalny. Jest w praktyczny sposób niepoliczalny, może sam takie dzieło sztuki zmaterializować, jak i je unicestwić – zauważa artysta.
Jednak, jak dodaje, to również wymusza na twórcach większą pracę, by zaistnieć w tak wielkiej masie fotografii, by wyróżnić się nie tylko tzw. pięknym zdjęciem, a stworzyć pełną, artystyczną kreację, nie tylko dzięki programom komputerowym, ale własnej wizji. To zaś nie jest takie łatwe. Jak zauważa Andrzej Rosłaniec, nastąpiło rozgraniczenie na fotografię w tradycyjnym rozumieniu i na postfotografię, czyli dzieła wychodzące z fotografii i mające z nią związek, ale tworzące zupełnie nową jakość.
– W tym przypadku istotą użytego tu terminu jest w równej mierze nośnik, którym jest obraz na płótnie, jak i przetworzenie, pierwotnego obrazu fotograficznego. Czasami, jak w przypadku tytułowych Fraktali, przetworzenie prowadzi do nierozpoznawalności obrazu wyjściowego. Mimo to przedrukowane na płótnie cyfrowe pliki, które nie są typową fotografią, wszystkie mają początek w tradycyjnej technice fotografowania. Tak czy inaczej, na początku było zdjęcie – zauważa w przedmowie do wystawy jej autor.
Fraktale i Rendery
Artysta sam określił swe prace, opierając się na terminologii łacińskiej. Fraktal znaczy tyle, co złamany, cząstkowy lub ułamkowy. Potocznie to obiekt samopodobny, nieskończenie złożony i w dowolnym powiększeniu.
Takie prace można zobaczyć właśnie na wystawie w Muzeum. W efekcie tego zabiegu obraz zatraca swoją rzeczywistą realność. Jednak przyciąga niczym wir i zachwyca kolorem i formą. W ten sposób można przedstawić każdy fotografowany obiekt, ujmując jego fragment i przetwarzając go w nieskończoność. Wśród Fraktali jest jedno z ujęć Sochaczewa. Jednak tylko wnikliwe oko potrafi je odnaleźć.
Render natomiast, to określenie potoczne pochodzące z języka angielskiego, ujmujące przetworzenie obrazu w technice cyfrowej, ale z pozostawieniem pewnej formy realności i rozpoznawalności obrazu. Chodzi tu o interpretację, akcentowanie ujęć i kreowanie nastroju poprzez kolor i światło. Zaprezentowane na wystawie Rendery podobały się ogromnie sochaczewskiej publiczności.
– Te prace oszałamiają swym artystycznym wyrazem. To coś, co nie tylko przyciąga uwagę, ale też się podoba. Takie dzieła mogą się znaleźć bardzo dobrze nie tylko w galerii sztuki. Pasować mogą również w urzędzie, miejscu pracy, a nawet w domu. Są uniwersalne i piękne – zauważyła z uznaniem pani Iza.
Z kolei cykl „Fragmenty” dokumentuje poszukiwania przez Andrzeja Rosłańca miejsc, które umykają w codziennym oglądzie rzeczywistości, nie epatują wizualną atrakcyjnością, nie intrygują tematem, ale mimo to nie są artyście obojętne i inspirują go.
– Staram się patrzeć po swojemu na otaczający mnie świat i poszukiwać swoich wymiarów sztuki. Cieszę się, że moje dzieła znalazły się w Sochaczewie, moim rodzinnym mieście, i znalazły uznanie w oczach sochaczewian – mówi Andrzej Rosłaniec.
Bogumiła Nowak
Fot. Bogumiła Nowak