Zabójstwo w psychiatryku

Reklamy

Po prawie półtora roku śledztwa przed Sądem Rejonowym w Sochaczewie ma się rozpocząć proces dotyczący ustalenia winnych tragicznego zajścia, jakie miało miejsce w marcu 2017 roku w szpitalu psychiatrycznym w Sochaczewie. Wówczas w wyniku pobicia zmarł jeden z jego pacjentów. Tymczasem jego zabójca przebywa na wolności

Do tragedii doszło w nocy z 20 na 21 marca 2017 roku. Wtedy to jeden z pacjentów szpitala psychiatrycznego w Sochaczewie został zaatakowany przez innego pacjenta. Pobity mężczyzna – Krzysztof S., zmarł po kilku dniach.

Kilka godzin przed tragedią odwiedziliśmy tatę, był w bardzo złym stanie fizycznym. Był tak słaby, że nie mógł nawet podnieść kubka. Ojciec zachowywał się bardzo spokojnie – powiedziała nam córka zabitego mężczyzny. Na sali był jeszcze jeden pacjent, który, jak mówi nasza rozmówczyni, zachowywał się bardzo spokojnie.

Nic nie wskazywało, że pobyt w szpitalu skończy się dla mojego taty tak tragicznie. Umówiliśmy się, że przyjedziemy do niego za dwa dni – dodaje jej siostra. Okazało się jednak, że było to ich ostatnie spotkanie tatą.

Zaskakująca wersja

Jak wynika z naszych informacji, kilka godzin po tym, gdy rodzina Krzysztofa S. opuściła szpital, do sali w której leżał, został przywieziony kolejny pacjent. I prawdopodobnie – co ma wykazać rozpoczynający się proces – gdyby personel szpitala dochował procedur, to do tragedii by nie doszło.

Gdy rodzina Krzysztofa S. przyjechała dwa dni później w odwiedziny, została poinformowana, że ten został przewieziony na oddział intensywnej terapii. – Zapytałyśmy dlaczego. Odpowiedziano nam, że upadł i uderzył się w głowę. Dopiero na OIOM-ie dowiedziałyśmy się, co zaszło – mówi córka Krzysztofa S.

Dyżurny lekarz poinformował, że według niego tak rozległe i duże obrażenia, jakie stwierdzono u Krzysztofa S., nie mogły powstać w wyniku upadku. Dwa dni później Krzysztof S. zmarł.

Nikt nie chciał im powiedzieć, dlaczego i co było przyczyną jego śmierci. W końcu żona zmarłego, po rozmowie z lekarzem, zadzwoniła do prokuratury, aby się tego dowiedzieć, i zapytała, co prokuratura zamierza zrobić w tej sprawie. To samo miał zrobić lekarz dyżurny z oddziału intensywnej terapii.

Powiedział nam, że o żadnym upadku nie może być mowy, bo on nie spowodowałby takich obrażeń. A te mogły powstać jedynie w wyniku działań osób trzecich, a w takim przypadku lekarz jest zobowiązany do zawiadomienia o zdarzeniu prokuratury. Tym bardziej w sytuacji, gdy w wyniku odniesionych obrażeń pacjent zmarł – powiedziały nam córki zmarłego.

Szał zabijania

Jakież było zdziwienie rodziny, kiedy w sochaczewskiej prokuraturze poinformowano, że przyczyną śmierci Krzysztofa S. był prawdopodobnie upadek.

Jeszcze raz spotkaliśmy się z lekarzem, który opiekował się naszym tatą. Ten powiedział mamie, że u taty stwierdzono dwustronne pęknięcie czaszki, rozległy obrzęk mózgu oraz wylew krwi do mózgu. A dokładne przyczyny śmierci miały dać wyniki sekcji zwłok.

I tu zaczęły się schody. Na wynik sekcji rodzina zmarłego oraz jej adwokat musieli czekać pół roku.

Dostaliśmy je dopiero po interwencji w Prokuraturze Krajowej, gdzie nasz adwokat złożył skargę na opieszałość sochaczewskiej prokuratury. Dopiero ta skarga spowodowała, że cała sprawa ruszyła z miejsca. Co ciekawe, śledczy wysunęli kolejną wersję zdarzeń. Według mnie to nasz tata miał zaatakować nowego pacjenta. To niedorzeczne, bo jak osłabiony człowiek mógłby kogoś zaatakować – pyta rodzina zmarłego.

W wyniku przeprowadzonego śledztwa okazało się, że tragedii można było zapobiec. Jak wynika z zeznań świadków, przywieziony na ogólną salę mężczyzna zachowywał się bardzo agresywnie. I dlatego nie powinien się tam znaleźć, ale należało go umieścić w izolatce. A tam przywiązać – w pierwszych godzinach pobytu – pasami do łóżka. Wiadomo już, że zabójca Krzysztofa S. najpierw go uderzył, a następnie zaczął bić głową o futrynę drzwi i dopiero w tym momencie nastąpiła interwencja personelu. Napastnik był jednak w takim amoku, że pielęgniarzom było bardzo trudno go obezwładnić.

Ale na tym nie koniec. Mimo doznania ciężkich obrażeń, Krzysztof S. nie został przewieziony na oddział intensywnej terapii. Pozostawiono go na sali i przypięto pasami do łóżka. Dopiero rano jedna z pielęgniarek zauważyła, że pacjent się nie rusza i choć pan Krzysztof trafił na OIOM, to na ratunek było już za późno.

Zabrakło dozoru

A zabójca? Ten został poddany badaniom. Biegli stwierdzili u niego niepoczytalność i wypuścili ze szpitala na wolność.

Natomiast prokuratura po otrzymaniu badań sprawcy skierowała do sądu wniosek o umorzenie całego postępowania. Dodajmy, że według prawa w przypadku stwierdzenia niepoczytalności sprawca czynu jest niewinny i nie podlega karze. Jednak można wobec niego stosować środki zabezpieczające, umieszczając go w zakładzie psychiatrycznym. Jednak w tym przypadku tak się nie stało i zabójca, który jest mieszkańcem Sochaczewa, przebywa na wolności.

Rodzina jednak nie zamierza pozostawić tak całej sprawy i dlatego mający się rozpocząć przed sochaczewskim sądem proces ma dotyczyć odpowiedzialności karnej personelu szpitala.

Nikt z personelu szpitala nie udzielił mojemu ojcu fachowej pomocy. Po pobiciu, w wyniku którego stracił przytomność, badanie komputerowe głowy zrobiono mu dopiero na drugi dzień, kiedy się zorientowano, że jest nieprzytomny, bo nie zjadł śniadania. To szpital ponosi pełną odpowiedzialność za zabójstwo mojego taty, skoro zabójca był niepoczytalny. Zamknięty oddział psychiatryczny jest oddziałem wymagającym szczególnego dozoru pacjentów, a tego tu zabrakło. Coś takiego może się powtórzyć, ktoś inny również może stracić tam życie – stwierdzają nasze rozmówczynie.

Jerzy Szostak

Fot. Aleksander Szostak

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz