Wielkie nic

Podobno na początku nie było „Nic” – z tym tylko, że owo „Nic” było skupione w gęstej i gorącej osobliwości. Ta zaś składała się z: przestrzeni, czasu, materii, energii i oddziaływania. A ponieważ przestrzeń miała w niej decydującą rolę, postanowiła opuścić owo towarzystwo. Dlatego Wielki Wybuch, który był praprzyczyną wszystkiego, nie był eksplozją, ale jednym z powtarzalnych etapów rozszerzania i zapadania przestrzeni.

Ale myliłby się ten, kto sądzi, że pradawne bum nijak ma się do sochaczewskiej rzeczywistości. Nic bardziej mylnego, chociażby w związku ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi. A te, przypomnę odbędą się – jak oznajmił premier Mateusz Morawiecki –  21 października.

Otóż im bliżej do momentu, kiedy pójdziemy do urn i oddamy swój głos na nowych radnych, a także na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, tym bardziej atmosfera zaczyna gęstnieć. Nie dlatego, abyśmy mieli do czynienia z natłokiem kandydatów, chociażby na stanowisko burmistrza Sochaczewa. Wprost przeciwnie.

Otóż, jak wynika z naszych informacji, sprawa jest bardziej złożona nawet od tej związanej z Wielkim Wybuchem. Otóż, o ile wiadomo, że obecna koalicja rządząca miastem ma swojego kandydata w wyborach obecnego i będzie nim Piotr Osiecki, to inaczej ma się sprawa z kandydatem lub kandydatami opozycji.

Ta, podobnie jak w poprzednich latach, ma bowiem ten sam problem. Sprowadzający się do tego, czy wystawiamy jedną osobę, która mogłaby stanąć w szranki z obecnym burmistrzem, czy też każda grupka wystawi swojego kandydata. Spotkania i konsultacje w tej kwestii trwały od kilku miesięcy i ponoć nie przyniosły żadnego efektu. To z kolei powoduje, że obecny burmistrz będzie miał do czynienia w walce o głosy wyborców z kilkoma kandydatami, ich nazwiska podamy po zarejestrowaniu ich komitetów wyborczych. Dodam, że większość z nich nie jest znana ogółowi mieszkańców. Natomiast ci, którzy zaczęli się już promować, swoimi wypowiedziami i zachowaniem przyprawiają nie tylko o ból zębów partyjnych kolegów, ale przede wszystkim wywołują niesmak wśród wyborców.

Powiem więcej, większość konkurentów obecnego burmistrza to kandydaci niszowi. Gdyż opozycja przez ostatnie cztery lata nie tylko nie potrafiła zmobilizować swojego elektoratu, a na dodatek nie jest w stanie także wypromować nowych liderów. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której należy jak najszybciej znaleźć kandydata chociażby z tzw. łapanki i wystawić go do walki z Osieckim.

Ale czy wystawianie dla samego wystawiania ma sens? To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi. Ponieważ każdy z nas musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy głosować na sprawdzoną już w zarządzaniu miastem osobę, czy na królika wyciągniętego z kapelusza w ostatniej chwili. Dodam tylko, że burmistrz rządzi największą gminą w powiecie i poprzez swoje działania ma olbrzymi wpływ na inne okoliczne samorządy. Ten wpływ może mieć pozytywny, jak i negatywny charakter. Pozytywny, bo dzięki współpracy z innymi samorządami można doprowadzić do rozwoju nie tylko samego miasta, ale i całego powiatu. Gorzej jest, gdy działania te przybierają charakter destrukcyjny. Wtedy, cała energia, zamiast być spożytkowana na rozwój, jest ukierunkowana na walkę z rzeczywistym lub wymyślonym przeciwnikiem. Z czym mieliśmy już wielokrotnie do czynienia w najnowszej historii sochaczewskiego samorządu.

Jerzy Szostak

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz