Współcześni barbarzyńcy

Reklamy
Patrząc na to, co dzieje się w ostatnich dniach w Polsce, cisną się na usta słowa klasyka komunizmu – Karola Marksa: „historia powtarza się, ale jako farsa”.
Bo, jak inaczej nazwać nawoływanie opozycji do ulicznych demonstracji w celu obalenia demokratycznie wybranego rządu? Podpierając się przy tym zużytymi autorytetami, czy byłymi esbekami. Co więcej, mamy do czynienia z barbarzyństwem. Gdyż to nawoływanie do zamieszek dochodziło w ostatnich dniach sprzed pomnika Powstańców Warszawskich, który opozycja chciała wykorzystać jako jej symbol walki o wolność. Dla świata miało to wyglądać tak, jakby Farsyniuk, Schetyna oraz inni, którzy zostali odsunięci od władzy, byli spadkobiercami Powstańców stawiających na ulicach Warszawy zacięty opór przez ponad 60 dni. Ginąc w imię wolności, godności człowieka i obrony ideałów.
Wykorzystanie tego miejsca przez opozycję do walki z rządem, to nie tylko farsa. Jest to także uwłaczanie wszystkim, którzy polegli podczas Powstania.
Przed pomnikiem Powstańców stali ramię w ramię ludzie, którzy jeszcze niedawno walczyli o wolność, i osoby, które jeszcze nie tak dawno twierdziły, że Powstańcom nie należy się pamięć. A ich poświęcenie starali się nie tylko umniejszać, ale także ośmieszać.
Rozumiem, że opozycja ma prawo protestować oraz robić wszystko, aby uprzykrzyć życie rządzącym. Ale istnieją pewne obszary historii, których do walki politycznej nie wolno używać. Są również miejsca, w których tej walki nie wolno i nie należy prowadzić.
Do takich miejsc zalicza się między innymi Plac Krasińskich w Warszawie, na którym stoi pomnik Powstańców Warszawskich. To na tym Placu istnieje do tej pory właz do kanałów, przez które ewakuowano ostatnich obrońców Starego Miasta oraz część jego mieszkańców. Tuż obok znajdował się Pasaż Simonsa stanowiący redutę blokującą Niemcom dostęp do Starego Miasta. A tej, mimo bezustannych ataków, Niemcom nigdy nie udało się zdobyć. Nawet 31 sierpnia, gdy budynek uległ zawaleniu wskutek niemieckiego nalotu. W jego wyniku zginęło wówczas ponad 300 osób, w większości byli to broniący reduty żołnierze batalionu „Chrobry”. Większość poległych nadal spoczywa pod gruzami budynku, który do tej pory nie został odbudowany. Plac to także miejsce dantejskich scen, jakie rozegrały się na nim oraz w przyległych do niego uliczkach po zdobyciu Starego Miasta przez Niemców.
Ktoś powie, że przecież Warszawa to jedna wielka mogiła. I przyjmując mój tok myślenia, wyszłoby na to, że w Warszawie nie można wcale protestować. Co z kolei zakrawałoby na absurd. Jest w tym sporo prawdy.
Ale prawdą jest również to, że przez szacunek dla tych, którzy nadal spoczywają w zasypanych piwnicach, nie wolno – w imię obrony własnych interesów bezcześcić miejsc im poświęconych.
Jerzy Szostak

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz