Szanujmy swoje miasto

Reklamy
Ostatnio sporo się mówi i pisze o zmianie nazwy klubu Bzura Chodaków na Bzurę Sochaczew. Nie kryję, że dla mnie jest to pomysł mocno absurdalny, który nie ma najmniejszych szans na powodzenie. Wcześniej, czy późnej klub wróci do swojej historycznej nazwy.
W pierwszej chwili pomyślałem, że to może jakaś akcja dekomunizacyjna, że może komuś Bzura kojarzy się za bardzo z PRL-em? Ale przecież klub został założony w 1929 roku. Zatem z komuną kojarzyć się nie powinien. I co znamienne za czasów stalinowskich podjęto już próbę zmiany nazwy klubu na Unię Chodaków. Na szczęście długo się nie utrzymała. I teraz też tak będzie.
Nie przekonują mnie argumenty, że w jakimś miasteczku mówią rzekomo o Bzurze Chodaków, że to „drużyna z wioski”. Czy „miastowa” Bzura Sochaczew osiągnie na boiskach więcej z powodu zmiany nazwy? Życzę tego szczerze, ale wątpię aby miało to wpływ na wyniki. Podobnie jak lekko nonsesowne wydaje się być stwierdzenie prezesa Bzury, że „sponsorzy spoza Chodakowa nie utożsamiali się z Klubem”. To nie sponsorzy mają się utożsamiać z klubem lecz kibice, a z tym może być problem.
Nie jestem zwolennikiem zmieniania historycznych nazw. Mam nadzieję, że śladem Bzury nie pójdzie Unia Boryszew, i nie zechce być „miastowym” klubem.
O ile zmiany nazw klubów sportowych można jeszcze z trudem przeboleć, to nie potrafię zaakceptować mody na zamieniane nazwy naszego miasta na „Socho”. Wydaje się, że osoby, które używają tego skrótu – nawiązującego do londyńskiej dzielnicy Soho –   leczą tym jakieś swoje kompleksy, związane z pochodzeniem z Sochaczewa.
Warto pamiętać, ze londyńskie Soho, to dzielnica czerwonych latarni i otwartości obyczajowej, mekki gejów  i transwestytów. Osobiście wolałbym, aby Sochaczew był kojarzony z czymś innym niż domy publiczne.
Ale dla niektórych osób w naszym mieście nie stanowi to problemu. Bo tacy jesteśmy cool, jazzy i trendy. Pół biedy, gdy takiego skrótu używają gimnazjaliści. Gorzej, gdy wprowadzają go do oficjalnego obiegu władze samorządowe. W dzisiejszym Expressie przeczytałem, że władze powiatu przygotowują ćwiczenia obronne, pod kryptonimem … Socho 2017. I jak tu bronić się przed takimi pomysłami?
Przyznam, że sam jestem lekko passe i szanuję tradycję. Nigdy nie powiem o Polsce – Polandia, Polaczkowo, ten kraj albo PL. Nie nazwę też Sochaczewa „Socho”. Ponieważ byłby to brak szacunku dla Ojczyzny i rodzinnego miasta.
Czy wyobrażacie sobie, aby któryś z powstańców warszawskich powiedział o Warszawie – „Wawa”? Za nic w świecie, gdyż – jak śpiewał T.Love – „Ojczyznę kochać trzeba i szanować”. Swoje miasto też.
Janusz Szostak

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz