Od bardzo dawna nie słuchałem takiej muzyki, jaka była wykonywana na festiwalu opolskim. To po prostu nie moje klimaty. Jednak wiem, że jest sporo osób, które lubią tego typu piosenki i ich wykonawców. Wygląda jednak na to, że jest to uczucie bez wzajemności. Gdyż część wykonawców postanowiła zbojkotować Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu, a zatem i swoich słuchaczy.
Nagle okazało się, że festiwal w Opolu jest widowiskiem o podłożu politycznym. Za komuny ci sami ludzie nie bojkotowali Opola, Kołobrzegu czy innej Zielonej Góry. Nawet stan wojenny im nie przeszkadzał, i nie robili wówczas podobnego cyrku. Bo zapewne strach na to nie pozwalał. Teraz zebrało się im na odwagę.
Myślę, że wielu z tych wykonawców już dawno powinno zejść ze sceny. I teraz ma ku temu doskonałą okazję. I przy tej okazji artyści bojkotujący Opole powinni również zrezygnować ze wszystkich występów na festynach, które organizowane są przez urzędy miast i gmin, gdzie władzę ma PiS.
Swoją drogą bojkot festiwalu piosenki przez piosenkarzy, to jak bojkotowanie kiosków „Ruchu” przez wydawców prasy. Idiotyzm, krótko mówiąc.
I ten kretynizm udzielił się też wielu polskim mediom. Miałem ostatnio nieodparte wrażenie, że bardziej przejęły się one odwołaniem festiwalu w Opolu, niż kolejnymi zamachami w Europie.
Cieszmy się, że mamy tylko takie problemy, jak los festiwalu szansonistów. I dziękujmy Bogu, że rządzą nami ludzie, którzy – wbrew skretyniałej opozycji i aroganckim kacykom europejskim – chronią nas przed problemami, które dotykają teraz znaczną część Europy.
Leo
PS. Tak sobie przy tej okazji myślę, że skoro wyścig Paryż-Dakar może odbywać się w Argentynie, to świat nie zawali się po opolskim festiwalu w Kielcach.