Gdy 15 lat temu powstał Express Sochaczewski, to prawie nikt nie wróżył mu sukcesu. Nie raz słyszeliśmy, że nasz tygodnik nie wytrzyma próby czasu. Czas mija, a Express ukazuje się nadal. I tak na pewno będzie jeszcze bardzo długo.
Pomysł powołania lokalnego tygodnika tkwił w mojej głowie od zawsze, nawet w czasie pracy w redakcjach warszawskich. Zanim powstał Express Sochaczewski, było kilka innych prób i wprawek. Pierwszą lokalną gazetą, jaką założyłem – wspólnie z Tomaszem Połciem – była Ziemia Sochaczewska (chociaż ostatnio pojawiają się teorie, że zrobił to ktoś inny). Bardzo szybko okazało się jednak, że nie da się robić wiarygodnej, rzetelnej gazety pod kontrolą władz.
Potem był mój prywatny Tygodnik Ziemi Sochaczewskiej, którego ukazało się łącznie 11 numerów. Były też gazety efemerydy: Echo Boryszewa oraz Gazeta Powiatowa. Na pewno ważnym doświadczeniem było dla mnie zorganizowanie i kierowanie Tygodnikiem Mazowsze, który w znacznej części był poświęcony Sochaczewowi i okolicom.
Gazeta dla czytelników
Właśnie z tych lokalnych prób wydawniczych oraz z doświadczeń wyniesionych z ogólnopolskich mediów – głównie z Expressu Wieczornego – wyłonił się Express Sochaczewski.
Założenia były proste i piękne: „Robimy gazetę, która zawsze docieka prawdy, stoi po stronie mieszkańców, nigdy nie ugina się przed władzą”. Tak sobie założyliśmy wówczas i tak pozostało do dziś.
Tygodnik, który od początku zyskał wielu zwolenników, ale też przeciwników, którym nie mieściło się w głowach, że o sprawach do tej pory skrzętnie zamiatanych pod dywan można pisać bez ogródek. Raczej nigdy nie byliśmy pupilkami władz, i zbytnio o to nie zabiegaliśmy. Zawsze najważniejszy był i jest dla nas czytelnik oraz jego zaufanie do naszego tygodnika. Często to powtarzam, że władze się zmieniają a czytelnicy pozostają, i to dla nich trzeba robić gazetę.
Rolą mediów jest patrzeć władzy na ręce. Co nie znaczy, że należy negować wszystko, co robi. Gdyż w działaniach samorządów jest bardzo wiele pozytywów, które należy pokazywać. Jeśli natomiast coś krytykujemy, to staramy się wskazać rozwiązania, które są naszym zdaniem lepsze.
Boso ale w ostrogach
W ciągu minionych piętnastu lat był okresy lepsze i gorsze, numery ciekawsze i mniej pasjonujące. Rzecz jasna nie udało nam się uniknąć błędów i wpadek.
Pierwsze dwa lata wydawania Expressu Sochaczewskiego przypominało spacerowanie po kruchym lodzie pod obstrzałem artylerii.
– Każde wydanie Expressu było walką o jego przetrwanie – wspominał podczas jubileuszu X-lecia tygodnika Maciej Małecki, który też miał swój wkład w powstanie naszej gazety.
Nie będę jednak tego wątku rozwijał, gdyż podobne problemy mamy dawno za sobą, i nie ma co do nich wracać. Jedno jest pewne, same pieniądze też gazety nie zrobią. Potrzeba jeszcze doświadczenia i charakteru, a tego akurat nam nie brakowało. Można powiedzieć – za Stanisławem Grzesiukiem – że zaczynaliśmy „boso, ale w ostrogach”.
Z czasem jednak nasz tygodnik okrzepł i zyskał stabilność.
Express Sochaczewski, to nie tylko tygodnik lokalny, ale także książki o charakterze wspomnieniowo – historycznym. To także wiele organizowanych przez nas imprez i akcji, jak choćby Patrol Świętego Mikołaja, Plebiscyt Sportowiec Roku Święto Bzury, Rodzinny Rajd Pieszy po Puszczy Kampinoskiej i wiele innych.
Dziś, obok Expressu Sochaczewskiego wydajemy Express Wieczorny – na terenie powiatów podwarszawskich – oraz ogólnopolski magazyn Reporter. Łączny, miesięczny nakład naszych gazet to 160 tysięcy egzemplarzy. Współpracujemy z dziennikarzami we wszystkich województwach Polski.
Wróćmy jednak do niełatwych początków tygodnika. Niewątpliwie duży wpływ na powstanie tygodnika i jego późniejsze losy miał nieodżałowany Marcin Kubiak – pierwszy starosta sochaczewski i wielki przyjaciel naszej gazety.
Było nas ponad 100
Pierwszy numer Expressu Sochaczewskiego ukazał się z datą 6 lutego 2002 roku, w nakładzie 5 tysięcy egzemplarzy. Miał 20 stron, z czego 8 kolorowych i kosztował 1,8 złotego. Teraz tygodnik ma 32 (a czasami więcej) kolorowe strony. A cena, jak widać, niewiele zmieniła się od 15 lat.
Głównym tematem numeru był reportaż o konflikcie o jedną z działek na Podzamczu. Wydanie zawierało też rozmowę z detektywem Krzysztofem Rutkowskim, na naszych łamach gwiazdy estrady opowiadały o swoich snach, sprawdzaliśmy też majątki parlamentarzystów z naszego terenu. Nie zabrakło reportażu o zadymie kibiców Legii na stadionie Bzury Chodaków oraz tekstu o otwarciu obwodnicy Sochaczewa, na którą to uroczystość nie zaproszono osób, które wywalczyły tę drogę.
Pojawiły się wówczas stałe – w owym czasie – rubryki: „Expressem”, „Reporter kryminalny”, „Bazar”, „Dziwne zjawiska”, „Z notatnika radnego”, „Spacerkiem po Sochaczewie”, „Paparazzi”, komiks oraz powieść w odcinkach „Wiatr znad Bzury”. Były konkursy dla czytelników. Wówczas każdy, kto przyszedł z numerem 1. oraz z kilkoma kolejnymi wydaniami do redakcji, otrzymywał gratis książeczki wydane przez nasze wydawnictwo.
W stopce redakcyjnej pierwszego numeru znaleźli się: Aldona Błaszczyk, Stanisław Bugaj, Piotr Czarnecki, Jan Galuba, Waldemar Gosik, Adam Lemiesz, Maciej Małecki, Piotr Pietrak, Tomasz Połeć, Radosław Rzepka, Natalia Szostak, Jerzy Szostak, Janusz Szostak.
W sumie przez tygodnik – w ciągu 15 lat – przewinęło się ponad 100 osób. Ich nazwiska zamieszczamy poniżej. Wszystkim im serdecznie dziękuję za to, że – na różnych etapach istnienia Expressu – byli z nami. Pragnę także podziękować za dotychczasową współpracę wszystkim instytucjom i firmom. Przede wszystkim dziękuję Czytelnikom, że są z nami od 15 lat.
Zaś przed nami – mamy nadzieję – kolejne co najmniej 15 lat.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis