MOJA PRACA TO MOJA PASJA

Reklamy

Z Mateuszem Sikorskim, trenerem Unii Boryszew, rozmawia Tomasz Ertman

„Piłkarskie Orły” to nowatorski pomysł w trochę „zabetonowanym” sochaczewskim światku piłkarskim. Skąd wziął się pomysł i na czym polega jego realizacja?

Pomysł tego projektu był w mojej głowie od bardzo dawna. Wzięło się to stąd, że kiedyś miałem okazję prowadzić zajęcia w Łodzi dla pewnej szkółki, która pracowała z maluchami. Bardzo mi się to spodobało. Wiele osób mówiło mi, że spełnię się w tym temacie, że mam podejście do dzieci i wiele empatii. Długo zastanawiałem się nad tym, czy coś takiego wypali w Sochaczewie. W końcu uwierzyłem i postanowiłem spróbować swoich sił. Założyłem szkółkę, zaopatrzyłem się w niezbędny sprzęt, zrobiłem reklamę i wynająłem halę. To całkowicie mój autorski projekt, który mam w planach cały czas rozszerzać. Wcześniej w mieście nie było takiego przedsięwzięcia. Obecnie prowadzimy zajęcia sprawnościowe z elementami piłki nożnej. Mamy trzy grupy dzieci w wieku od 2 do 7 lat. Najmłodsza grupa, „Bambini” to dzieci w wieku od 2 do 3 lat, potem są „Maluchy” (4-5 lat) oraz „Starszaki” (6-7 lat). Zajęcia odbywają się raz w tygodniu. Staramy się wychodzić do dzieci z inicjatywą, organizować im ciekawe zajęcia, przeplatane różnymi elementami. Warto podkreślić, że „Piłkarskie Orły” to nie sama piłka nożna. To przede wszystkim cenna lekcja dla dziecka. Dzieci uczą się przede wszystkim współpracy w grupie, radzenia sobie w trudnych sytuacjach, logicznego myślenia w działaniu. Uczą się też, że w życiu nie zawsze można wygrywać, a swoją przegraną trzeba zaakceptować. To bardzo trudne zwłaszcza dla małych dzieci. Sam fakt, że przyjdą po gwizdku (2-3 latki) do trenera, usiądą i wysłuchają, co ma on do powiedzenia, to bardzo wiele. Dzieci stają się sprawniejsze, bardziej śmiałe, ale też odważniejsze. Zaczynają wierzyć w to, że swoim działaniem mogą coś osiągnąć.
Oprócz zajęć popołudniowych współpracuję z pięcioma przedszkolami, w których prowadzę zajęcia, oraz mam pod swoją opieką kilku zawodników z różnych klubów, którzy doskonalą swoje umiejętności na zajęciach indywidualnych.

Do maluchów trzeba mieć wielką cierpliwość. Jak dajesz sobie radę z tym rozbieganym i rozkrzyczanym żywiołem?

Cierpliwość mam bardzo dużą, gdyż moja praca, to moja pasja. Jestem stanowczy i konsekwentny, zajęcia Piłkarskie Orły prowadzimy we troje. Każdy ma swoje zadania i obowiązki. Z Eweliną Włodarczyk i Maciejem Paterem tworzymy zgrany zespół i się uzupełniamy na zmianę. Zawsze jest wtedy łatwiej.

Co będzie działo się dalej z bardzo młodymi piłkarzami, którzy wyjdą spod Twoich skrzydeł? Czy trafią do piłkarskich klubów?

Założeniem mojego projektu Piłkarskie Orły jest, żeby dzieci wychowywały się i poznawały małymi krokami tajniki piłki nożnej, (cele i założenia patrz wyżej), a najzdolniejsze z nich trafiały do dalszego etapu szkolenia w UKS Unii Boryszew w poszczególnych grupach wiekowych. Nie da się ukryć, że w ten sposób zamknąłem rynek w Sochaczewie i od najmłodszych lat kontroluję rozwój dzieci już od przedszkoli.

Wróćmy jednak do Ciebie. Praktycznie cała Twoja piłkarska kariera związana jest z Unią Boryszew.

Może nie do końca tylko z Unią Boryszew. W piłkę zacząłem grać w 1998 roku, byłem wtedy w czwartej klasie szkoły podstawowej. Pamiętam, że na pierwszy trening poszedłem po cichu, nie mówiąc rodzicom. Boisko mieliśmy blisko, bo na dawnym ZDK-u. Koszulka Juventusu Turyn, dżinsowe krótkie spodnie i korkotrampki.
No i tak zostałem. W Unii Boryszew spędziłem 8 lat. Dostawałem również powołania do reprezentacji województwa. Moimi pierwszymi trenerami byli Roman Janiszek i Darek Minczenok. Sukcesów piłkarskich z ekipą z rocznika 1988 było bardzo wiele, największe były w czasie, gdy chodziliśmy do gimnazjum do klasy sportowej (całą drużyną).
Po rozwiązaniu rocznika w Unii swoją przygodę z piłką seniorską kontynuowałem w IV-ligowym Turze Jaktorów, Orkanie Sochaczew (liga okręgowa), Promyku Nowa Sucha (A klasa). Przyszedł czas powrotu na stare śmieci, ponieważ utworzyliśmy w Unii drużynę seniorów, a teraz kopię dla przyjemności w Tajfunie Brochów (A klasa). Może i byłaby możliwość pogrania na wyższym poziomie, ale nie ukrywam, że nie mam już na to tyle czasu, choć chęci i możliwości mam. Dalej chcę rozwijać się jako trener.
Przychodzi taki moment w życiu człowieka, że musi zdecydować o swojej przyszłości. Jest to trudny okres. Czy piłka, czy praca, czy nauka? Zdecydowałem, że wykształcenie jest najważniejsze, bo zdrowia kiedyś przez kontuzję może zabraknąć i co wtedy ? Na stole operacyjnym leżałem już parę razy. Związany ze sportem jestem cały czas, ponieważ ukończyłem studia o kierunku nauczania wychowania fizycznego i przyrody, oraz kursy trenerskie. Pracuję w szkole i uczę wf-u, w Unii Boryszew jako trener, oraz prowadzę zajęcia w ramach mojej szkółki Piłkarskie Orły.

Jak to się stało, że zostałeś trenerem?

Zawsze się z tego śmieję. Umówiłem się kiedyś na piwko z trenerami Janiszkiem i Minczenokiem, miałem jakąś tam drobną sprawę. Podczas rozmów wygadałem się, że skończyłem studia pedagogiczne i kurs trenerski, a dalej już pan wie, gdzie jestem i co robię

Uczestniczysz w licznych kursach i stażach. Czy uważasz, że są one potrzebne piłkarskim szkoleniowcom?

Praca trenera jest jak zawód lekarza, trzeba cały czas się doskonalić i kształcić, żeby coś osiągnąć i się rozwijać. Trener jest zarazem nauczycielem i wychowawcą. Musi umieć nauczyć, zrozumieć, pomóc. Uczestnicząc w różnych konferencjach trenerskich, czy też organizując ogólnopolskie turnieje, poznałem wielu ludzi piłki. Było wielu takich, którzy dali mi szansę, czy też pomogli. Niestety społeczeństwo u nas jest takie, że pracę, którą wykonuję doceniają ludzie spoza Sochaczewa, a nie z naszego miasta. Jest to z jednej strony przykre, ponieważ ludzie z naszego miasta często kopią doły lub próbują podstawić nogę z zazdrości.
Odbyłem trzy staże trenerskie w klubach Ekstraklasy, obserwowałem zajęcia drużyn seniorskich oraz drużyn młodzieżowych – bo przede wszystkim specjalizuję się w pracy z dziećmi i młodzieżą. Pierwszy taki staż odbyłem w Jagiellonii Białystok u trenera Michała Probierza. Następne w Lechii Gdańsk u trenera Jerzego Brzęczka oraz w Arce Gdynia u Grzegorza Nicińskiego. Było to niesamowite doświadczenie oraz wielka lekcja. Móc spotkać, porozmawiać czy przybić piątkę z ludźmi, których na co dzień oglądamy w telewizji.
Wiedza, którą zdobywam jest bezcenna, lecz nie jestem w stanie wykonać takiej samej pracy z powodu braku warunków. Niestety Sochaczew nie posiada ani boiska ze sztuczną nawierzchnią, ani balonu, co w okresie jesienno – zimowym jest niezbędne. Prawda jest taka, że nigdy nie możemy porównywać się do dużych klubów z wielkich miast, ponieważ mają tam inne możliwości, inne warunki, a przede wszystkim większy wybór, jeśli chodzi o ilość dzieci (tzw. selekcję). Powinniśmy być dumni z tego, że mimo wszystko nasza praca nie idzie w las.

Jakie masz plany sportowe na najbliższe lata?

Planów mam wiele, nie da się ukryć. Aktualnie czuję głód wiedzy, chciałbym cały czas się kształcić i doskonalić swoje trenerskie umiejętności. To mnie napędza do działania. W kwietniu rozpoczynam kurs trenerski UEFA A. Przymierzam się do kolejnego stażu, być może zagranicznego. Kolejną rzeczą jest rozszerzanie działalności Piłkarskich Orłów o nowe lokalizacje oraz prężniejsze działanie na rzecz szkolenia w UKS Unii Boryszew.

W tym roku mija dwadzieścia lat od powstania Unii Boryszew. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy, co się będzie działo w związku z jubileuszem?

Głowa w tym temacie cały czas pracuje, póki co zajmuję się częścią marketingową tego przedsięwzięcia. Na pewno odbędą się turnieje ogólnopolskie oraz bal klubowy. O więcej szczegółów w tej kwestii proszę pytać prezesa klubu bądź czekać cierpliwe.

Jaka jest przyczyna, że tak mało piłkarzy z Sochaczewa zrobiło prawdziwe kariery piłkarskie?

Nie da się ukryć, że 95 procent zawodników grających w piłkę w okolicznych i sochaczewskich klubach to wychowankowie Unii. Czy się do tego przyznają, czy też nie, ale taka jest prawda. Ludzie się zmieniają. Unia Boryszew wychowała wielu piłkarzy grających w wysokich ligach. Mało o tym kto pamięta, ale klub wychował – żeby nie skłamać – trzech reprezentantów Polski kadr młodzieżowych, którzy jako zawodnicy Unii reprezentowali nasz kraj, zawodnika który grał w Ekstraklasie i zdobył kilka bramek (Kamil Bartosiewicz), zawodników grających w takich klubach jak Lech Poznań, Cracovia Kraków. Zawodników, którzy grali na poziomie 2 i 3 ligi, zdobyli Mistrzostwo Polski z reprezentacją województwa Mazowieckiego oraz licznych reprezentantów Mazowsza. Największym sukcesem klubu było wicemistrzostwo województwa rocznika 1994. Lepsza okazała się tylko warszawska Legia. Był to ogromny sukces.
Problem dalszej kariery sochaczewskich zawodników to brak charakteru i odwagi. Żeby grać w piłkę, trzeba posiadać spore umiejętności i trzeba umieć wykorzystać swoją szansę. Zauważmy że 80 procent zawodników na poziomie juniora starszego przestaje trenować. Patrząc na wszystkie kluby z powiatu sochaczewskiego, mają one problem z młodzieżowcami. Część z nich wybiera inną drogę życia, niektórym się już nie chce, mają inne zainteresowania. Wolą czas spędzać inaczej, nie są konsekwentni.
Ważnym elementem, który skreśla na starcie zawodników jest „głowa”. Wielu zawodników zmienia kluby na silniejsze, ale przeważnie nie mogą przekonać do siebie szkoleniowców. Nie każdy daje sobie radę z presją, a czasem trzeba uzbroić się w cierpliwość. Grając na wyższym poziomie, trzeba liczyć się z tym, żeby mieć tzw. menadżera; który pomoże, wyciągnie i popchnie na głębszą wodę. Zauważyłem, że lepiej być lokalną gwiazdą niż spróbować swoich sił na wyższym poziomie.

Życie to nie tylko sport. Jaki jest prywatnie Mateusz Sikorski?

Jestem człowiekiem pełnym energii, pozytywnie nastawionym do życia. Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Nie lubię się nudzić, wolę aktywnie spędzać czas. Treningi, bieganie, siłownia. Ciężko mi wysiedzieć w czterech ścianach. Fascynują mnie podróże. Odpręża mnie dobry hip hop, disco oraz wędkowanie. Telewizji prawie wcale nie oglądam. Do kina chodzę rzadko, ale jeśli mam wybierać to komedie i sensacje. Tak bardzo prywatnie, w przyszłym roku staję na ślubnym kobiercu z moją wspaniałą narzeczoną. Mam wiele marzeń i pozytywnie patrzę w przyszłość, życie jest jedno i trzeba przeżyć je tak, żeby być z siebie zadowolonym.

Życzę spełnienia marzeń i dziękuję bardzo za rozmowę.

Tomasz Ertman

Fot archiwum Mateusza Sikorskiego

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz